piątek, 25 marca 2011

petycja i pytajnik

Moja Ona, przejęta losem psim, niedolą moich pobratymców w odległej Korei, podpisała petycję.
A w tej petycji stoi tak:
".. psy to nie trzoda chlewna..."

No tak, niby wszystko się zgadza, ale....
nie wiem co to za zwierzę "trzoda chlewna"??? ptak to? ssak? a może ryba?

To chyba jednak tylko jakaś KATEGORIA, szufladka, w której ludzie, obdarzeni możliwością dokonywania wyboru, umieścili istoty skazane przez nich samych na pożarcie. Jednocześnie na szufladkach umieścili etykietki (to jedno z ulubionych ludzkich zajęć):
"NIE ULEGAĆ EMOCJOM"
"NIE ZASTANAWIAĆ SIĘ ZBYT GŁĘBOKO"
"ZJADAĆ I O NIC NIE PYTAĆ"

Zaglądając, jednak, do tych szuflad w różnych miejscach na świecie - okazuje się, że znalazło się w nich miejsce dla przeróżnych stworzeń: a to świnia, a to krowa, a to pies, albo nawet koń, nie udało się nawet wróblom...
Szuflady są mocno przepełnione.
Ponieważ jednak ludzie wierzą, że świat jest piękny dzięki swej różnorodności - te same stworzenia (z szuflad) w innym miejscu (to jakaś gra?) czczone są jako święte.
I jak tu zrozumieć ludzki świat?!
To zbyt "wielkie" dla niewielkiej psiej głowy...
myślę nad tą hierarchią i myślę i nie jestem w stanie przeniknąć tego nieładu i pomieszania...
...i chociaż sam nie mam najlepszego zdania o kurach (etykietka), z taką, weźmy, świnią - mógłbym się chyba zaprzyjaźnić.
Nie znam osobiście żadnej, ale słyszałem o szkocicy, która miała takie znajomości:

fot. Terra Alite

Słyszałem też na własne uszy wszystkie słowa spisane w pewnej tajemniczej opowieści:



A po tym jak je usłyszałem, pomyślałem:
Może by tak petycję w sprawie świń???
Podpisałbym się pod nią wszystkimi czterema łapami.



---

poniedziałek, 21 marca 2011

wiosna wiosna wiosna

Szaleństwo ludzi wprawia mnie w zakłopotanie.
Moja Ona zapuszcza się w te rejony niebezpiecznie daleko
- czy powinienem się obrazić ???
Szkot na jajach ?!!! JA !!!





Rozumiem radość i entuzjazm z powodu wiosny, odradzania, przebudzenia, kult płodności, chęć życia, ale...
... przecież ja te głupie kury zjadam.

No i jak ja teraz wyglądam?
Żeby chociaż strusie te jaja....




---

wtorek, 15 marca 2011

"SukaWredna"

czyli o imionach słów kilka


Pojawiłem się w tym wymiarze jako "DarOdBoga".
Co było pierwsze - ja czy moje imię?

Są, podobno, gdzieś na świecie ludzie przekonani, że prawdziwe imię nie powinno być ujawniane wszem i wobec, a już na pewno należy je skrywać przed wrogami.

Czy imię to rodzaj zaklęcia?
Czy znając je zyskuje się moc oddziaływania na istotę nim obdarzoną?

Czuję, że zostałem tu przywołany. Ktoś wypowiedział zaklęcie (skąd je znał?!) i już nie miałem wyboru. Rozwiały się mgły nad wrzosowiskami.



Ale oprócz właściwych imion - tych prawdziwych - otrzymujemy zwykle co najmniej kilka dodatkowych, za którymi możemy wygodnie się ukrywać, które nosimy niczym ordery, albo jak łaty na ubraniu.
Jedną z takich łat nosiła Berta - "SukaWredna".
Jak wspomina się w moim domu, od pierwszych dni pracowała nad tym aby łata przybrała, w oczach innych, kształt ekstrawaganckiego, wyrafinowanego stroju.
Ledwie opuściła rodzinne gniazdo, chwiejąc się jeszcze na niezdarnych króciutkich łapkach, rzuciła się w zaciekłym ataku na paluch wilczarza irlandzkiego,wymuszając respekt.
Zapoznawanie się z nowym domem, maleńkim szczenięciem będąc jeszcze, zaczęła od zawłaszczania terytorium oraz przedmiotów tam będących, bez szacunku dla ich poprzednich właścicieli, o wszystkim powarkując "MOJE MOJE MOJE".



... i tak Fryderyk utracił na długie lata prawo do posiadania własnych skarbów, kryjówek, prawo do beztroskiego snu, ba!, nawet do intymności.
Zdaje się, że to właśnie on pierwszy wypowiedział to imię.


---

wtorek, 8 marca 2011

o stałości przekonań

Okazuje się, że ludzie z dość dużą łatwością są skłonni zmieniać swoje najgłębsze przekonania.

Oto dobitny dowód historyczny:
"Pod koniec XIII wieku Kościół rzymski [...] wynalazł czyściec [...] Tego rodzaju pozaziemskie perspektywy zmieniły samoświadomość najbardziej dynamicznej części społeczeństwa z początków odrodzenia [...]. Aż do tego czasu niektóre zawody (bankier, kupiec) uważane były za niegodne. Łączeni z chciwością i lichwą bankierzy i kupcy skazani byli na piekło.
Wiek XII i XIII zaproponowały społeczeństwu nową, trójdzielną formułę: piekło-czyściec-niebo
[zamiast dotychczasowej dwudzielnej: piekło-niebo], a w rezultacie możliwość uratowania nieśmiertelnej duszy, dostępną także dla tego kto w życiu ziemskim był człowiekiem interesów - bankierem albo sklepikarzem [...] [poprzez] oddanie ludzkości (to znaczy Kościołowi) [...] zdobytych dóbr."*

- czyli taki, np. bankier, zamiast piekła, nagle, za sprawą rozmyślnej decyzji stał się osobą godną nieba.

Jaką szansę ma czworonóg taki jak ja, o podejrzanej woni, pełen mikrobów, "niehigieniczny" na to, aby przemienić się z istoty nieczystej, gadziny w osobnika godnego dostąpienia łaski układania się do conocnego snu na człowieczym posłaniu?
Jakie korzyści doczesne lub pozaziemskie mogą stać się jego kartą przetargową?
Jaką cenę trzeba za to zapłacić?

Ja otrzymałem klucz do rozwikłania tej tajemnicy, ucząc się od najlepszych:
(ale oczywiście jej tutaj nie wyjawię - przecież nie po to są tajemnice)

Mistrz Fryderyk



Królewna Berta



no i ja


---
* cytat z książki: "Sekrety kuchni włoskiej" Eleny Kostioukovitch wydanej przez Wydawnictwo Albatros z Warszawy, 2010 r., s.85


---

sobota, 5 marca 2011

moce tajemne

Zdarzają się w naszym domu dni pełne refleksji i melancholii - wbrew słońcu, które coraz cieplej się uśmiecha.

Jest u nas taki mroczny obraz:



Berta skrywająca się w czerni
(- to była podobno jej ulubiona czarna poducha)

Bywało, że domownicy szukali jej, zaniepokojeni, po całym obejściu - tymczasem ona....

Potrafiła nie tylko dobrze się zamaskować.
Niejednokrotnie zatrwożone i usłużne ptaki, przelatujące nad domem upuszczały jej do stóp daninę (kawałki słoniny, chleba, czasem jakiś słodki kąsek - trzeba było uważać na skrzydlatych).
Okoliczne żaby pielgrzymowały wieczorami w samobójczym pochodzie pod jej próg.
W czasie "gorących dni" psy, jeśli obdarzyła je jednym krótkim spojrzeniem, omijały ją bezszelestnie szerokim łukiem, podkulając ogon.
Więksi i mocniejsi (wydawałoby się) od niej - w chwili niewytłumaczalnej dla nich samych słabości, czując jej zapach z oddali - zostawiali pod sobą wstydliwą kałużę moczu.

Nawet w lokalnej prasie ukazał się kiedyś artykuł o tym, jak to Berta pokonała Złego.
Był to oczywiście doskonały przykład magii sympatycznej, ale z czapki weterynarza niewiele wówczas zostało.
Weterynarz - już nie taki zły - do dziś odwiedza nasz dom, ale ja - mimo zwycięstwa nad nim Berty i ufności Fryderyka - wolę być ostrożny.


---

piątek, 4 marca 2011

Uwielbiają mnie

i to wcale nie moja próżność każe mi to wyznać.
Dowodów na to bez liku.
Stałem się muzą znakomitych artystów:
(można ich odwiedzić tutaj)

















Moja Ona też jest mną zauroczona (to tylko dwa drobiażdżki ze sporej kolekcji różnych wytworów):







---

czwartek, 3 marca 2011

szkocica




Zanim w naszym domu pojawiłem się ja mieszkała tu pewna szkocica - Berta, Boża Krówka, Ramona, Breneka, Królewna, Mała Dziewczynka, Suka Wredna.
Podobno wszystkie te imiona pasowały do niej niczym stroje od najlepszego paryskiego krawca.
Oj, ja też zasłużyłem już sobie na parę imion szytych na miarę: Fiodor Maria Leonid (- to ostatnie, to od meteorów, żeby było jasne) i kilka takich trochę niewygodnych: Fiodołek, Muminek, Kotek - brrrr.

Duch Berty unosi się wciąż nad nami - dookoła pełno jej wizerunków.





Musiała być niezwykła - chociaż mój Mistrz, jej wieloletni kompan, niechętnie o niej wspomina. Czuję, że skrywa się za tym milczeniem jakaś TAJEMNICA.





---

środa, 2 marca 2011

Guru




Fryderyk jest staruszkiem.
Nie wiem co zrobiłbym bez niego, ale on też kiepsko by sobie radził teraz beze mnie.
Łapy mojego starego Mistrza są już bardzo wysłużone i z trudem utrzymują się w pozycji pionowej. Jakoś preferują wszelkie skosy, a nawet układ poziomy czyli tzw. szpagat. Wówczas trzeba podnosić mu zadek - od tego są On i Ona.
Mimo to, czasem - gdy tylko nie jest zbyt zimno, zbyt mokro, zbyt ciemno, zbyt wietrznie albo zbyt... (zaawansowany wiek stawia surowe wymagania) - udaje nam się namówić Jego i Ją na opuszczenie naszego maleńkiego podwórka.
Nie lubię wypuszczać się daleko od domu - a już bez Fryderyka nie ruszam się wcale. Dlatego też naszym ulubionym miejscem stał się wielki wiejski, pięknie wykoszony trawnik (wyglądam na nim bosko!!!), po którym ludzie biegają za piłką i ja oczywiście też, a Fryderyk nie.
Noce jednak bywają trudne.
Wtedy staję się niezastąpiony, muszę być czujny.
On i Ona śpią. Stary jamnik w samym środku.
Jednak bezlitosny starczy kaszel, albo inne nocne zmory sprawiają, że ciało jamnika zsuwa się z materaca na podłogę. Materac to jakieś 15 cm wzniesienia nie do pokonania dla zaspanych łap. Wtedy wkraczam do akcji.
Jestem bezwzględny dopóki Ona lub On (rzadziej) nie ulokują go na powrót wśród miękkich kołder.
A potem jeszcze historia się powtarza, znów i znów...
DOBRANOC,
PCHŁY NA NOC...


---