piątek, 22 kwietnia 2011

schody i inne przeszkody

Codzienność małego psa najeżona jest trudnościami, chociażby taka suka z najbliższego sąsiedztwa, która jeży się na mój widok, albo wiecznie uciekający Jeż Jerzy (zawsze jednak zdołam go schwytać):

foto: Nela Tumanowicz





Siedzi Jerzy na wieży i nie wierzy, że jest Jerzy - a nad nim krąży jerzyk
O, Jeżu! - Uwielbiam zmieniać punkt widzenia, wdrapywać się na pagórki, wzniesienia, kopce, głazy. Świat oglądany z wysoka zapełnia się nagle innymi psami, ptakami, ludźmi - nawet moje podwórko.
Mogę tak OBSERWOWAĆ OBSERWOWAĆ OBSERWOWAĆ.
Mam w moim domu taki ulubiony punkt widokowy:



... ale ... oddzielają mnie od niego SCHODY!



Nauczyłem się samodzielnie je przemierzać w jedynym (moim ulubionym) kierunku - czyli w górę. I tak mam zawsze wtedy przeczucie, że łamię jakąś ZASADĘ, co do której wszyscy zachowują milczenie, jednakże mój mistrz Fryderyk, za każdym razem, bez wyjątku (!), jest po tych schodach noszony.
Wnoszeniem i znoszeniem Fryderyka zajmują się, oczywiście, On lub Ona.
W czasach królewny Berty schody były szlakiem dozwolonym. Ona sama, podobno, pokonywała je w obu kierunkach na wyścigi z Fryderykiem, bijąc wszelkie wyobrażalne rekordy prędkości.
Dzisiaj ZASADA musiała chyba wytworzyć jakąś niewidzialną, ale za to wyczuwalną
(oj, tak!) barierę.
Ilekroć zapomnę się i w tym beztroskim, euforycznym czasem, zapomnieniu dostanę się już o własnych siłach na górę, moc ZASADY dopada mnie nieubłaganie.
Stojąc na szczycie schodów dostaję zawrotów głowy (a przecież lubię wysokości!), plączą mi się łapy - jestem w pułapce!!! Nie umiem zejść!!!
Tkwię tam zdany całkowicie na moment, w którym mój On lub moja Ona znów wezmą mnie w ramiona...


---

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz